Strzygi z masowych grobów: archeologia odkryła to, co Kościół zakopał żywcem?
Strzygi, masowe groby i fakty archeologiczne. Brutalny horror oparty na odkryciach, które sugerują, że legendy były próbą walki z epidemią.
W 2006 roku w Drawsku na Pomorzu archeolodzy odkryli nietypowy cmentarz. To fakt. Kości przebite żelaznymi kołkami, czaszki oddzielone od ciał, kamienie w ustach zmarłych. Oficjalne wyjaśnienie: „praktyki antywampiryczne”. Media lubią to słowo. Brzmi jak legenda.
Tyle że podobne pochówki odnaleziono w Polsce, Czechach, Rumunii, na Bałkanach. Setki. Datowane na XI–XVII wiek. To już nie folklor. To systemowy lęk.
W kronikach kościelnych pojawia się inne słowo: striga. Nie potwór. Stan.
Opisy są powtarzalne. Osoby uznane za strzygi miały bladą skórę, zapadnięte oczy, nienaturalnie wydłużone kły. Po śmierci ich ciała nie gniły. Faktycznie – istnieją schorzenia powodujące spowolniony rozkład. Gruźlica, porfiria, niektóre choroby krwi. Fakty medyczne.
Ale był jeszcze jeden objaw, który pojawia się w aktach procesowych:
zmarli mieli „wracać”.
Nie w sensie chodzących trupów. Wracały choroby. Po pogrzebie jednej osoby cała wieś zapadała na nieznaną infekcję. Krwotoki, szał, nocne majaczenia. Ludzie umierali, gryząc własne języki. To nie legenda. To opisy.
Psychologiczny horror zaczyna się, gdy zrozumiesz, że średniowieczni ludzie nie mieli pojęcia o bakteriach i wirusach. Widzieli tylko schemat: ktoś umiera → zostaje pochowany → inni chorują. Winny był oczywisty.
W dokumentach z XIV wieku pojawia się termin „śmierć wtórna”. Dziś nazwalibyśmy to zakażeniem pośmiertnym. Niektóre bakterie przetrwają w zwłokach. Niektóre wirusy – również. Fakty.
Kiedy archeolodzy w 2014 roku otworzyli jeden z grobów, odkryli ślady otwierania trumny po pogrzebie. Ktoś wrócił. Sprawdził. Potem przebił ciało kołkiem. To znaczy, że coś zobaczył.
Najbardziej niepokojące są czaszki. W wielu przypadkach noszą ślady ugryzień od wewnątrz. Zmarli gryźli własne szczęki. To możliwe przy silnych skurczach pośmiertnych. Albo przy… świadomości.
Kościół znał ten problem. Istnieją listy biskupie nakazujące „unieszkodliwianie ciał podejrzanych”. Bez ceremonii. Bez świętej ziemi. Bez nazwisk. To dlatego tak wiele grobów jest bezimiennych.
Strzyga nie była demonem.
Była nosicielem.
Dziś, gdy archeologia odkrywa masowe groby, mówi się o „wierzeniach ludowych”. Bezpieczne słowo. Neutralne. Tyle że liczba takich pochówków sugeruje epidemię. Długotrwałą. Ukrywaną.
A teraz pytanie, którego nikt nie chce zadać:
jeśli wtedy nie rozumiano, a mimo to reagowano brutalnie…
to ile takich „strzyg” pochowano żywcem, bo jeszcze oddychały?
I czy wszystkie naprawdę przestały?
