Architektura kontroli.
Technologia, strach i wizja człowieka jako węzła systemu.
W ostatnich latach w przestrzeni internetowej narasta nurt narracji, który łączy rozwój nowoczesnych technologii, pandemię COVID-19, szczepionki mRNA oraz systemy nadzoru w jedną, spójną wizję przyszłości. Wizję mroczną, niepokojącą i – dla wielu – przerażająco logiczną.
Nie jest to jedna teoria, lecz mozaika hipotez, interpretacji i podejrzeń, które łączy wspólny mianownik: przekonanie, że świat wchodzi w erę totalnej kontroli, a człowiek przestaje być wyłącznie obywatelem, stając się elementem infrastruktury.
Centralne platformy i wizja wszechobecnego nadzoru
Jednym z często przywoływanych przykładów są demonstracyjne materiały promujące zaawansowane platformy zarządzania bezpieczeństwem publicznym. Systemy te – przynajmniej według oficjalnych opisów – umożliwiają służbom szybki dostęp do danych, lokalizacji osób, analizy obrazu, rozpoznawania twarzy i automatyzacji procedur administracyjnych.
Dla zwolenników technologii to narzędzia poprawiające bezpieczeństwo.
Dla krytyków – prototyp cyfrowego panoptikonu, w którym każdy człowiek istnieje jako punkt danych na mapie, możliwy do wyszukania, prześledzenia i sklasyfikowania.
To właśnie tu zaczyna się mroczna interpretacja: jeśli takie systemy istnieją i są rozwijane, gdzie przebiega granica między ochroną a kontrolą?
Człowiek jako „Internet Rzeczy”
W najbardziej radykalnych narracjach pojawia się koncepcja człowieka jako biologicznego węzła sieci – elementu „Internetu Rzeczy”. Zgodnie z tym poglądem, rozwój technologii mobilnych, sieci 5G, satelitów, biometrii i sztucznej inteligencji prowadzi do świata, w którym granica między ciałem a systemem informatycznym zaczyna się zacierać.
W tej narracji szczepionki mRNA bywają przedstawiane nie jako produkt medyczny, lecz jako potencjalny nośnik przyszłych technologii – twierdzenie to jednak pozostaje w sferze spekulacji i nie ma potwierdzenia w recenzowanych badaniach naukowych. Mimo to, sam fakt nieufności wobec instytucji sprawia, że takie hipotezy znajdują podatny grunt.
Strach, nieufność i pamięć pandemii
Pandemia COVID-19 stała się katalizatorem. Lockdowny, paszporty sanitarne, masowe kampanie informacyjne i bezprecedensowa skala ingerencji państw w życie codzienne pozostawiły trwały ślad psychologiczny.
Dla części społeczeństwa był to dowód skutecznego zarządzania kryzysem.
Dla innych – dowód, że w imię „bezpieczeństwa” można zawiesić podstawowe prawa i normalizować nadzór.
W tej przestrzeni narodziło się przekonanie, że kryzysy – zdrowotne, klimatyczne, militarne – mogą być wykorzystywane jako narzędzie przyzwyczajania ludzi do coraz większej kontroli.
Religia, technologia i język apokalipsy
Charakterystyczne dla tego nurtu jest także silne odwoływanie się do języka religijnego. Technologia bywa opisywana jako „nowa wieża Babel”, globalne elity jako siły odczłowieczające świat, a opór wobec systemu jako moralny obowiązek.
Nie chodzi tu wyłącznie o wiarę, lecz o symbolikę – konflikt między wolną wolą a algorytmem, między sumieniem a protokołem, między człowiekiem a maszyną.
Pytania, które pozostają
Niezależnie od tego, jak oceniamy te narracje, jedno jest pewne: nie pojawiają się one w próżni. Są reakcją na realne procesy – cyfryzację życia, centralizację danych, automatyzację decyzji i rosnącą rolę algorytmów w zarządzaniu społeczeństwem.
Czy zmierzamy ku światu wygodnemu, ale nadzorowanemu?
Czy bezpieczeństwo usprawiedliwia wszystko?
I gdzie przebiega granica, po której przekroczeniu człowiek przestaje być podmiotem, a staje się zasobem?
To nie są pytania spiskowe. To pytania cywilizacyjne.
A mrok tych teorii nie bierze się z fantazji – lecz z lęku, że przyszłość może nadejść szybciej, niż zdążymy ją zrozumieć.
