Znamię Bestii 666 (Fragment)
Czy znamię bestii może być wstrzyknięte?!
Znak, który przychodzi po cichu...
Całość materiału z napisami pl (Może zawierać błędy)
Historie czasem zaczynają się jak fikcja. Film, serial, opowieść science fiction. „Jestem legendą” pozostawia po sobie pytanie, które dziś brzmi niepokojąco aktualnie: co jeśli globalna pandemia rzeczywiście ogarnie świat, a lekarstwo będzie zależeć od jednego człowieka? Co, jeśli klucz do ocalenia ludzkości nie będzie neutralny, lecz obciążony ceną, której nie każdy będzie chciał lub mógł zapłacić?
W tej wizji nie chodzi o wybawcę, lecz o jego przeciwieństwo. O figurę antychrysta, w której uzdrowienie nie przychodzi przez wiarę, lecz przez przyjęcie znaku. Nie symbolicznego, ale biologicznego, cyfrowego, systemowego. Jak mroczna parodia komunii – ciało i krew, lecz nie dla zbawienia, tylko dla uczestnictwa w nowym porządku.
Jeszcze niedawno implanty, tatuaże transmitujące sygnał czy wszczepialna elektronika należały do świata fantastyki. Dziś stają się realnym kierunkiem rozwoju technologii. Biologiczna materia łączona z tranzystorami, tkanka zespolona z obwodem, żywe systemy, które nie są już obce ciału, ale stają się jego częścią. Równolegle pojawia się język inteligentnych, chimerycznych szczepionek oraz technologii zdolnych do ingerencji w DNA. Oficjalnie w imię zdrowia, bezpieczeństwa i przyszłości. Każda rewolucja technologiczna niesie jednak także inny wymiar – kontrolę.
Gdy pojawiają się postulaty cyfrowych certyfikatów zdrowotnych warunkujących możliwość podróżowania, pracy czy zwykłego poruszania się w przestrzeni publicznej, coraz wyraźniej widać zmianę paradygmatu. Nie chodzi już wyłącznie o leczenie, ale o dostęp. Dostęp do rynku, do pracy, do życia społecznego. Systemy, które miały być tymczasowe, coraz częściej opisywane są jako trwała infrastruktura przyszłości. Cyfrowa tożsamość, paszporty zdrowotne, scentralizowana weryfikacja – wszystko to przedstawiane jest jako zasób zdrowia publicznego. W dokumentach i raportach strategicznych pojawia się jednak coś więcej: integracja systemu z ciałem.
Niektórzy nazywają nadchodzący czas erą hybrydową. Epoką, w której granica między człowiekiem a technologią zaczyna się zacierać. Nagłówki mówią o dzieciach rozwijanych w sztucznych macicach pod nadzorem sztucznej inteligencji, o przeszczepach międzygatunkowych, o chipach mózgowych testowanych na ludziach. Każdy z tych elementów osobno można uznać za postęp. Razem tworzą obraz świata, w którym człowieczeństwo przestaje być czymś danym, a staje się projektem do modyfikacji.
Transhumanizm nie obiecuje zbawienia. Obiecuje ulepszenie. Lepsze ciała, lepsze umysły, większą wydajność, dłuższe życie. Genetyka, robotyka, sztuczna inteligencja, nanotechnologia i biologia syntetyczna zbiegają się w jednym punkcie: redefinicji tego, kim jest człowiek. Jedni nazywają to ewolucją, inni koniecznością, jeszcze inni narodzinami nowego gatunku.
W raportach strategicznych coraz częściej pojawia się horyzont roku 2025 jako moment przełomowy. Punkt, w którym badania nad ulepszaniem człowieka przestają być teorią, a zaczynają być wdrażane. Mówi się wprost o zmianach genotypowych i fenotypowych, o ingerencji nie tylko w wygląd, lecz także w zachowanie, zdolności i biologiczne granice. Równolegle powstają analizy prawne, w których rozważa się redefinicję pojęcia osoby i rozszerzenie ochrony konstytucyjnej na byty zmodyfikowane lub hybrydowe.
Pozostaje pytanie, czy stoimy u progu utopii, w której choroba i cierpienie zostaną pokonane, czy raczej przy wejściu do systemu, w którym człowiek staje się węzłem w sieci, a wolność warunkiem licencyjnym. Być może znak bestii nie pojawi się nagle i nie będzie miał jednej formy. Być może przyjdzie etapami – jako wygoda, jako bezpieczeństwo, jako troska. A kiedy stanie się niezbędny do normalnego funkcjonowania, nikt nie zapyta już, czy chcesz go przyjąć.
