Bo najgorsze opętanie to takie, które pozwala ci żyć dalej.
Opętanie, egzorcyzmy Watykanu i tajne archiwa. Brutalna historia oparta na faktach, które Kościół wolałby przemilczeć.
Opętanie w archiwach Watykanu: sprawa, której nigdy nie zamknięto.
W 1993 roku Watykan po raz pierwszy od dekad oficjalnie przyznał, że egzorcyzmy są nadal praktykowane. To fakt. Istnieją dokumenty, instrukcje, nazwiska egzorcystów. Ojciec Gabriele Amorth nie był postacią fikcyjną – przeprowadził tysiące rytuałów. Tego, czego nie przyznano, to liczba przypadków sklasyfikowanych jako „nieudane”.
Do jednego z takich akt dotarłem przypadkiem. W archiwach diecezjalnych północnych Włoch, w teczce oznaczonej symbolem INFER-17. Papier był starszy niż data na okładce. Jakby dokumenty krążyły między instytucjami, które nie chciały brać odpowiedzialności.
Pacjentka: kobieta, lat 19.
Objawy: skrajna autoagresja, krwawienia z jamy ustnej bez widocznej przyczyny, awersja do symboli religijnych. To wszystko da się wyjaśnić psychiatrycznie. Do momentu, gdy zaczęła mówić po łacinie kościelnej, której nigdy się nie uczyła. Fakt: ksenoglosja jest zjawiskiem raportowanym w historii egzorcyzmów. Sprawdzalne. Udokumentowane.
Pierwszy rytuał trwał sześć godzin. Dziewczyna zerwała sobie paznokcie, wgryzając się w własne dłonie. Krew ściekała po kamiennej posadzce kaplicy. Kiedy egzorcysta wypowiedział imię „Michael”, jej kręgosłup wygiął się w łuk, który z anatomicznego punktu widzenia nie powinien być możliwy. Lekarz obecny na miejscu zemdlał.
Drugi rytuał zakończył się śmiercią księdza. Oficjalnie: zawał. Fakty: raport sekcyjny wykazał pęknięcia kości gnykowej, typowe dla uduszenia.
Najgorsze przyszło później.
Po trzecim rytuale coś… zostało. Dziewczyna mówiła, że „nie jest już sama”. Że słyszy innych pod skórą. Zaczęła wycinać na swoim ciele symbole identyczne z tymi, które odnaleziono w średniowiecznych manuskryptach dotyczących demonologii – „Clavicula Salomonis” istnieje naprawdę. To nie jest legenda.
W aktach pojawia się notatka:
„Egzorcyzm zakończony częściowym sukcesem. Obiekt nie nadaje się do reintegracji społecznej.”
Została przeniesiona do klasztoru-kliniki. Zamkniętej. Do dziś figuruje jako „obiekt kontemplacji”.
Psychologiczny horror polega na tym, że Watykan nie traktował jej jak opętanej. Traktował ją jak nośnik. Jakby coś przeszło przez człowieka i zostawiło ślad. Tak jak wirus. Tak jak pasożyt.
W średniowieczu mówiono o demonach. Dziś mówimy o zaburzeniach dysocjacyjnych. A może tylko zmieniliśmy język, żeby nie przyznać, że pewne rzeczy nadal nie podlegają kontroli.
Jeśli egzorcyzmy są faktem, a dokumenty istnieją, to pytanie brzmi: ile z nich kończy się niepowodzeniem? I dlaczego niektóre akta nigdy nie trafiają do archiwów publicznych?
Bo najgorsze opętanie to takie, które pozwala ci żyć dalej.
Z czymś.
Pod skórą.
