Analiza testów PCR

Czy zbliża się kolejna pandemia tym razem prawdziwa?!

Pandemia, testy i pamięć zbiorowa. O tym, co miało się wydarzyć – i dlaczego nikt nie poniósł konsekwencji

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wątków, jakie powracają w debacie publicznej po latach od wybuchu pandemii COVID-19, jest kwestia testów PCR. W ostatnim czasie ponownie pojawiła się teza, według której aż 86% wyników tych testów miało być błędnych. To stwierdzenie, przywoływane przez komentatorów i publicystów krytycznych wobec pandemicznych restrykcji, stało się punktem wyjścia do szerszej refleksji nad tym, jak ogromny wpływ na życie społeczne miały narzędzia diagnostyczne, decyzje administracyjne i medialna narracja strachu.

Według tej perspektywy test PCR – niewielki kawałek plastiku – stał się narzędziem realnej władzy. Od jego wyniku zależało, czy ktoś mógł iść do pracy, podróżować, odwiedzić umierającego bliskiego, zobaczyć własne dzieci czy utrzymać firmę. W skali globalnej testy te miały wpływać na statystyki zachorowań i zgonów, a tym samym na decyzje o lockdownach, zamykaniu granic i wstrzymywaniu całych sektorów gospodarki.

Krytycy tej polityki twierdzą, że właśnie na podstawie takich wyników budowano narrację masowego zagrożenia, która doprowadziła do społecznej akceptacji bezprecedensowych ograniczeń wolności. Ich zdaniem dane były zawyżane, a strach – celowo podsycany. W tym kontekście pojawia się również wątek szczepień, reklamowanych hasłem „bezpieczne i skuteczne”. W krytycznej narracji określenie to uznawane jest za propagandowe, a same szczepienia – za element systemu podtrzymującego atmosferę kryzysu i generującego gigantyczne zyski dla wybranych podmiotów.

Jednym z najmocniejszych akcentów tej publicystyki jest kontrast między losem zwykłych obywateli a brakiem odpowiedzialności po stronie decydentów. Podczas gdy ludzie byli zatrzymywani, przesłuchiwani, tracili reputację i źródła dochodu za wpisy w mediach społecznościowych, nikt – jak podnoszą autorzy tych komentarzy – nie poniósł konsekwencji za decyzje, które zrujnowały gospodarki, rodziny i relacje społeczne. Politycy, urzędnicy, eksperci i medialne autorytety pozostali na swoich stanowiskach, a niektórzy nawet awansowali.

Szczególną krytyką objęto oficjalne dochodzenia pandemiczne. W opinii komentatorów ich wnioski sprowadzały się do jednego: następnym razem należy działać szybciej, dłużej i ostrzej. Zabrakło natomiast refleksji nad skutkami społecznymi lockdownów, izolacji, zamykania szkół czy ograniczania dostępu do opieki zdrowotnej niezwiązanej z COVID-19.

Ważnym elementem tej narracji jest także postać Kary’ego Mullisa, wynalazcy metody PCR. Przypomina się jego wypowiedzi sprzed pandemii, w których ostrzegał, że PCR nie służy do diagnozowania aktywnych infekcji i może być łatwo nadużywany poprzez zwiększanie czułości. Ten wątek stał się symbolem przekonania, że ostrzeżenia naukowe zostały zignorowane, a narzędzie badawcze wykorzystano w sposób polityczny.

Publicystyka ta często przywołuje również osobiste doświadczenia z tamtego okresu: społeczne napiętnowanie, agresję wobec osób nienoszących masek, zerwane relacje, poczucie życia w świecie podzielonym na „posłusznych” i „nieposłusznych”. Opisy lotów, sklepów czy przestrzeni publicznych z tamtych lat są przedstawiane jako dowód masowej psychozy i presji społecznej.

Nie mniej istotny jest wątek finansowy. Wskazuje się na dziesiątki miliardów wydane na testy, środki ochrony i kampanie, przy jednoczesnym braku transparentności i rozliczeń. Zdaniem krytyków pandemia stała się największym transferem bogactwa od biedniejszych do najbogatszych w nowoczesnej historii.

Dlaczego więc – pytają autorzy – informacje podważające oficjalną narrację nie trafiają na czołówki mediów? Dlaczego materiały o błędach testów czy skutkach lockdownów osiągają marginalne zasięgi? Odpowiedź, jaką proponują, jest gorzka: społeczeństwo nie chce już patrzeć wstecz. Zbyt wielu ludzi zapłaciło wysoką cenę za posłuszeństwo, by dziś przyznać, że mogło zostać wprowadzone w błąd.

Blogowe komentarze kończą się zwykle ostrzeżeniem. Skoro nikt nie został rozliczony, a mechanizmy pozostały te same, to nie ma gwarancji, że podobny scenariusz nie zostanie powtórzony. Pamięć zbiorowa skraca się szybko, a gotowość do zadawania trudnych pytań – jak sugerują autorzy – wciąż pozostaje domeną mniejszości.

Pandemia, niezależnie od ocen, stała się jednym z największych społecznych doświadczeń XXI wieku. Spór o to, czym naprawdę była, dopiero się zaczyna.