Krew nowej ery od roku 2020
Transhumanizm zakłada, że organizm ludzki w obecnej formie jest tylko etapem na drodze ewolucji.
Najpierw była krew.
Nie jako symbol życia, lecz jako przestrzeń. Kropla umieszczona pod mikroskopem przestawała być biologiczna, a zaczynała przypominać krajobraz. W jej wnętrzu pojawiały się formy, których nie opisywały żadne podręczniki: cienkie filamenty, pęcherze, migoczące punkty światła. Ruch nie był przypadkowy. Był zsynchronizowany.
Z czasem obserwacje zaczęły się powtarzać. Niezależnie od miejsca, wieku, historii. To, co wcześniej widziano tylko w pojedynczych próbkach, pojawiało się wszędzie. W naczyniach krwionośnych ciał znajdowano długie, jasne struktury, przypominające włókna lub przewody. Nie wyglądały na efekt choroby. Wyglądały na rezultat budowy.
Wewnątrz krwi działał proces. Niewidoczny dla zmysłów, lecz wyraźny w powiększeniu. Maleńkie elementy łączyły się w większe układy. Powstawały strefy organizacyjne, otoczone pęcherzami, w których coś się formowało. Z poziomu nano rodziła się struktura zdolna do istnienia w skali mikro. Budowa trwała dniami, tygodniami. Nie zatrzymywała się.
Ciała zaczęły reagować inaczej.
Emocje stawały się płaskie. Ruchy – oszczędne. Decyzje zapadały jakby z opóźnieniem. Ludzie funkcjonowali poprawnie, ale bez wewnętrznego napięcia. Jakby część procesu myślenia została przeniesiona gdzie indziej.
W przestrzeni publicznej dominował porządek. Synchronizacja. Optymalizacja. Dane biologiczne płynęły bez przerwy, zbierane z wnętrza organizmów. Każdy impuls był rejestrowany. Każdy rytm serca stawał się sygnałem. Tworzono modele, odwzorowania, cyfrowe odpowiedniki tego, co jeszcze chodziło po ulicach.
Zombie nowej ery nie potrzebowały chaosu.
Były ciche. Sprawne. Posłuszne rytmowi, którego nie słyszały świadomie. Ich krew nie tylko krążyła — przekazywała instrukcje. A głęboko pod powierzchnią, poza zasięgiem woli i świadomości, struktury rosły dalej.
Budowa trwała.
Świat działał.
Nowy porządek nie wymagał zgody — wystarczało, że organizm pozostawał żywy.
